Zmęczenie fizyczne, psychiczne. Stres. Bezradność. Wściekłość. Nadzieja, że będzie lepiej. Takie emocje towarzyszą lekarzom, pielęgniarkom, ratownikom
i pielęgniarzom ratunkowym pracującym na pierwszej linii frontu – w prostoniej z COVID – 19.
Przedstawiamy jeden dzień z pracy pielęgniarza ratunkowego (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) z Rejonowego Pogotowia Ratunkowego, pracującego od 25 lat
w zawodzie.
Dokładne zdjęcie
Mam dyżur nocny, zaczynam pracę o 19. Najpierw loguję się do systemu, uzupełniam skład karetki. Czasami, zanim zaczniemy pracę, mamy już ustalone rozmowy. Jeśli jest wyjazd rutynowy, mamy 2 minuty na przygotowanie, w przypadku wyjazdu pilnego, tylko minutę. Dostajemy zgłoszenie do pacjenta z COVID – 19. Musimy więc odpowiednio się zabezpieczyć. Zakładamy kombinezony, dwie pary rękawiczek, pierwszą zabezpieczamy jeszcze taśmą, drugą na tyle luźno, aby można zmienić na nową, maskę pełnotwarzową, na nogi ochraniacze foliowe. Musimy zabezpieczyć się przed kontaktem z powietrzem, w którym znajduje się wirus, choć mamy mało czasu. Na zewnątrz jest zimno, więc pod kombinezon zakładam jeszcze polar. Mija parę minut, zaczyna mi się robić gorąco, już się pocę. Wychodzimy na zewnątrz i pędzimy do pacjenta. Znajdziemy jeszcze na 4 piętro. Zadyszka, różnica temperatur robią swoje. W tym wypadku jest to parter,
zabieramy ze sobą cały sprzęt. Na miejscu oceniamy stan pacjenta – gorączkuje od kilku dni, z niską saturacją – wyjściową 57, ciężko mu się oddycha. Podejmujemy startala,
aby zabrać pacjenta do szpitala. Pomagamy mu zejść do karetki. Jest godz. 19. 50. Dzwonię od razu na oddział covidowy szpitala. Na czwartym piętrze nie ma wolnego
miejsca, na usługowy nie odbiera. Muszę szybko począć, co robić. Jeśli zawiozę na SOR, na jakiś czas uczestnictwa w życiu oddziału. Dzwonię do dyspozytora i tłumaczę, że w Jaworznie nie ma miejsca.
Kolejka karetek
Dostajemy konia, aby zawieźć pacjenta do Sosnowca. W karetce zabezpieczamy go: leki, tlen. Docieramy na miejsce. Okazuję się, że przed nami jest jeszcze 6 karetek covidowych. Stoimy w kolejce. Mija już druga godzina czekania, my w tych kombinezonach. Cały czas
monitorujemy parametry pacjenta. Prowadzimy tlenoterapię, nie wiedząc, na ile nam starczy wydobycie. Kolejka przesuwa się powoli, w karetce robi się gorąco. Swędzą mnie
policzki, pot zaczyna mi ściekać po twarzy, przeszkadza to, ale nie mogę się nawet wytrzeć, mogę jedynie mrugać. Nie wolno napić się łyka wody, podrapać się po nosie. Wychodzę na chwilę na zewnątrz, temperatura 5 stopni, ulga, bo gorąco w tym kombinezonie. Przed
szpitalem zostaje jeszcze trzy karetki. Czekamy, bo mamy przecież rezerwację. Emocje, udzielają nam się, mamyko chorego pacjenta, udzielamy, jak tylko możemy, ale jesteśmy bezradni. Zdajemy sobie sprawę, że szpital ma ograniczone moce przerobowe. Denerwujemy się, bo znamy czekać, aw Rejonowym Pogotowiu Ratunkowym czeka jeszcze na realizację 70 wizyt domowe. Po pół godzinie dowiadujemy się, że dla nas nie ma miejsca, bo musi upłynąć ze szpitala pacjentów covidowych. Zdajemy sobie sprawę,
że ciężko jest o miejsce w szpitalu. Kontaktujemy się z dyspozytorem, który stara nam się pomóc. Mamy już godzinę 24, od czterech i pół godziny w kombinezonie. Dostajemy listę, że w Myszkowie jest wolne miejsce. Pędzimy, na trudne warunki. Zbliża się już 1, dojeżdżamy do szpitala. Piecze mnie twarz w tej masce, wszystko mi się lepi do ciała, boli mnie już he het, czuję rozdrażnienie. O 1. 05 przyjmują nam pacjenta.
Ulga po 6 godzinach
Wracamy do karetki, czujemy ulgę, ale jesteśmy wyjścieowani, więc wrócić do stacji pogotowia. Kierowca fumigację wnętrza karetki, moje wchodzimy osobnym ogłoszeniu do specjalnego wydania, spryskujemy. Ściągamy wszystko, wkładamy do worków, dezynfekujemy rękawiczki, ściągamy maski, możemy złapać głęboki oddech. Jest 2, po ponad 6 godzin jesteśmy przepoceni, ściągamy uniformy, wrzucamy
do prania z suszeniem, bierzemy prysznic. Mija 40 minut, dodatkowe dodatkowe zgłoszenie, tym razem pacjentka – wczesne poronienie. Na wszelki wypadek bierzemy kombinezony, maski. Odwozimy pacjentkę do szpitala w Chrzanowie. Wracamy, wbijamy gotowość i od jednorazmy kolejną wizytę.
Kolejny kombinezon
Jest 3, pacjentka covidowa. Wkładamy znowu kombinezony. Towarzyszy nam strach, bo wiemy, że nigdzie w okolicy nie ma już wolnego miejsca w szpitalu. A co, jeśli
pacjentka jest w złym stanie? Na szczęście saturacja poniżej 90, więc zagrażająca życie, ale pacjentka czuje się w miarę dobrze. Pomogliśmy jej farmakologologicznie, w leczeniu
z farmakologicznie zaleciliśmy leków. Pacjentka postanawia zostać w domu. W sytuacji, gdy nie ma nigdzie wolnego miejsca, wieziemy pacjenta do innego województwa. Często polski do województwa opolskiego, kurs ostatnio zawoziliśmy do Zakopanego. Wracamy do stacji pogotowia, czuję mega zmęczenie, zbliża się koniec dyżuru. Dezynfekcja, prysznic, nowy mundur. Piecze mnie twarz, mam odbity ślad po masce. Zdarza się, że w czasie jednego dyżuru zużywam nawet i siedem kompletów
kombinezonów. Nieraz bywa i tak, że jedziemy do pacjenta, który dopiero w szpitalu dowiaduje się, że ma pozytywny test na COVID – 19. Kiedyś dostaliśmy, że
pacjentka złamała nogę. Jedziemy na miejsce, pacjentka ma maseczkę, czuje się dobrze, żadnych treści covidowych. Na SOR-e podjąć próbę, że trzeba ją przygotować
do zabiegu, a więc należy zrobić test. O doświadczenie się dodatni. My bez kombinezonów, ale miesięczniki, maseczki. Pacjentka nie może być przyjęta w jaworznickim
szpitalu, więc musisz odwieźć ją do Piekar Śląskich. A więc cała procedura od początku – nowy uniform, kombinezon.
Liczy się wytrzymałościowy
Co jest najtrudniejsze w tej pracy? Wytrzymałość fizyczna i psychiczna. Nie da się oddzielić emocji i psychiki. Przez 12 godzin jest się na wysokich obrotach, patrzy się na ludzkie tragedie. Trzeba być cały czas czujnym, mimo zmęczenia, spływającego potu. Dobijająca jest też nasza bezradność, chcemy pomóc, ale nie przeskoczymy problemów niezależnych od nas. Mimo potu zalewającego oczy, swędzenia skóry, znosisz pacjenta po schodach, ledwo widać, bo szyba w masce jest zaparowana. Pocieszasz pacjenta, choć nie wiesz, czy rozumie, co mówisz przez maskę. W końcu przekazujesz idź, i choć ledwo żyjesz, to wiesz, że on jest w gorszym wstanie. Pojutrze dowiesz się, że umarł… cały wynik w piach. Raz czy dwa razy się zdarzy… jakoś sobie z tym poradzisz, ale ostatnia statystka jest okropna… uchodzi z ciebie dusza. Jest ciężko…
Czytaj dalej … %% custom_html1 %%