Po względnej stabilizacji kadr lekarskich znowu pojawił się popyt na ich pracę i życie za granicą. Falę lekarskiej emigracji po akcesji do Unii Europejskiej zatrzymała w latach 2006 – 2007 roztropna decyzja o wzroście wynagrodzeń w tym zawodzie. Dziś gotowość do wyjazdów powraca, co potwierdza Naczelna Izba Lekarska, która potwierdza badanie kwalifikacji zawodowych, umożliwiających pracę w kraju UE.

Ten artykuł czytasz w ramach płatnej subskrypcji. Twoja prenumerata jest aktywna

Marek Stankiewicz

Nie tylko wyższe zarobki i ciekawsze odpisy od podatku , ale przede wszystkim krótszy czas polskiego i polskiego rozwoju kuszą, lekarzy. Te warunki pracy, gorsze w kraju niż za granicą, biurokracja, wyśrubowane dokumenty sprawozdawcze NFZ, że lekarze tracą apetyt na oddanie się misja i urokom wymarzonego zawodu w ojczyźnie.

Lęk personelu medycznego o własne zdrowie i życie to niewątpliwie negatywne doznanie, którego nie sposób pozbyć się w niepewnych czasach. A w pracy codziennie stroić się niczym astronauta. COVID-19 zabrał ze sobą na tamten świat po 138 lekarzy i pielęgniarek. Wśród ofiar są położne, ratownicy medyczni, dentyści, farmaceuci i diagności laboratoryjni. W sumie 339 przedstawicieli zawodów medycznych. To jest samotny klasy tego środowiska ze śmiercią. Lub jak kto woli, ich śmiertelna walka o życie.

Równie groźna może się sprawdzić wewnętrzna emigracja sprawdzania ze szpitali do ośrodków prywatnych. Gdyby była możliwość wyboru, trzy czwarte, lekarzy zdecydowałoby się na pracę prywatnie. Lekarze mają już dosyć kolejek i kulejącej logistyki, bo to w nich właśnie walą społeczne gromy. Pacjenci rozgoryczeni chaosem, kieruj swój żal do lekarzy zamiast do winowajców z rządowych limuzyn, zajętych. Jedni dobrze wytrzymują pandemię, inni sobie nie radzą. Wiele osób doznaje frustracji na polu osobistym i zawodowym. Frustracja i bezradność często skutkują agresją. Widoki na przyszłość są więc dramatyczne.

W naszym uroczym kraju ułatwienia i uproszczenia dostępu do opieki są niestety wciąż postrzegane jako przyzwolenie na niemoralną konsumpcja w nadmiarze czegoś, co powinno mieć miejsce na pobyt reglamentowane. To jest sprytnie oklepane motto polityki, wypisane sympatycznym atramentem na partyjnej sztandarach od lewa do prawa. Przewrotna filozofia uszczelniania polskiego, pracując w Afryce Północnej jako młody, pracując w Afryce Północnej jako młody chirurg, uległem na chwilę kuszeniu dostatniego życia i pracy w Kanadzie. Pomińmy szczegóły, na końcu wybrałem za swoją bazę Polskę. I później tego nie żałowałem. Podróżując po świecie, zobaczyłem na własne oczy, że lekarzom tam żyje się lżej, bo zgadza im się kasa. Na spokojne życie, chroniona prawo pracy, ustawiczne doskonalenie zawodowe bez niczyjej łaski, ekskluzywne studia dla dzieci czy zimowe wypady na Karaiby. I wiele innych fanaberii.

Tymczasem tegoroczna wiosna przeraziła mnie falą samobójstw wśród młodych lekarzy we Francji. Wszyscy ci młodzi ludzie nie doczekali 30. roku życia. Po tej tragedii wyszedł na szczękę horror studiów medycyny i niepełnych braków finansowych. Do samobójstw medyków jeszcze wrócimy. Ale te ostatnie powalają z nóg.

Oczy całego świata zwrócone są z podziwem na Izrael, który wyszczepił już połowę mieszkańców. Dzięki roztropnej decyzji o masowych szczepieniach i obywatelskim postawom już po sześciu tygodniach liczba nowych zakażeń wśród seniorów spadła aż o 72 proc.

Polski minister zdrowia musi zdać sobie sprawę, że stoimy nad przepaścią. Mnoży się testy, luzuje restrykcje, a setki ludzi wciąż gina w czeluściach pandemii. Trzecia fala powoli zanika. Co nie znaczy, że nie będzie czwartej. Niepokoi mnie utrzymująca się, wysoka liczba zgonów.

A nie gorączkowe poszukiwanie ukrytego wroga pośród krnąbrnej lekarskiej profesury. Ani oskarżanie lekarzy i pielęgniarek o wiarołomstwo i odstępstwo od ideałów. Nie każdy wytrzyma taką stachanowską orkę, sięgającą nawet 90 – 120 godzin tygodniowo. O frazesach i bajdurzeniu płynących ze szklanych ekranów z ust hipokrytów już nie wspomnę.

Wolność bez ograniczeń chaosem . A wolność własna lekarza to jest w ogóle pojęcie pojęcie przypominające nirwanę. Nikt nie jest wolny od odpowiedzialności. Ani lekarz, ani jego pracodawca. Coraz coraz częściej nam się, że polscy lekarze tymczasowo z miejscami o zarabianiu pieniędzy. Bo chcą mieć ładne domy i auta, wakacje w tropiku ze swoimi rodzinami, które czekają na ich powrót z dyżurów szpitalnych. Porozmawiaj ze wskazówkami, ile fabryka daje, a że w Polsce nie ma ograniczeń czasu pracy, więc nieroztropnie igrają ze swoim i zdrowiem. Jeśli ktoś na szczytach władzy, że to jest w porządku, to obawiam się, że brakuje mu wyobraźni.

O ile zdrowie publiczne zyska w Polsce wątpliwą sławę bycia piątym asem w rękawie polityków, o tyle kompetentne leczenie nie jest jeszcze częścią polityki państwa. Podstawowy w nowoczesnej ekonomii koszt utraconych możliwości, jako miara straty związanej z niewykorzystaniem możliwości działania czy też ulokowania środków nie jest u nas, jako w agencji dóbr intelektualnych. A przecież wszystko, co rozpoczyna i kończy leczenie chorego człowieka, jest wyłącznie wysiłkiem intelektualnym lekarzy i pielęgniarek.